Pstryk i po świętach. Ostatnie okienka adwentowych kalendarzy otwarte, 12 potraw skonsumowanych, elfy straciły magię i przestały broić (nareszcie!), więc wszystko wskazuje na to, że wracamy do normalności. Jutro pracuję tylko godzinę, więc nie powinnam zatracić ciągu lenistwa. Reszta ma wolne, też mogą się byczyć. Wigilia była całkiem miła....
Tak niewiele zostało, a ja wciąż szukam znaku, że Święta naprawdę się odbędą. Rodzina w Polsce, za oknem 11 stopni, śniegu nie widziałam w tym roku, żaden sąsiad nie trzepie dywanów, powietrze nie pachnie orzechami, pomarańczą i grzybami. A jednak nadchodzą. Jestem pewna, że mimo wszystko będą piękne. Właściwie postaram się, aby tak było, a czy mi...
Już tylko tydzień dzieli nas od tego wytęsknionego dnia. W tym roku będzie inaczej, bo zabraknie najbliższych. Święta spędzamy w UK. Postaram się zrekompensować nam tę zmianę cudowną kolacją wigilijną. To pierwsza, którą przygotuję całkiem sama. Ma być tradycyjnie i pięknie. Dostałam paczkę od rodziców z polskimi produktami, więc będzie po naszemu :) Tylko czasu...
Dziś zabrałam Polę na długi spacer. Nie było zbyt ciepło, ale otuliłam małą kocykiem i tak łaziłyśmy uliczkami. Wystawy sklepów przypominają, że wkrótce święta. Dookoła śnieżne dekoracje, mikołaje, renifery i błyszczące łańcuchy. Kupiłyśmy nawet pierwszą ozdobę choinkową- słomkowego Mikołaja w saniach. Skusiłam się, bo wszystko dookoła...
Śledź bloga: RSS Dodaj do ulubionych blogów